czwartek, 8 grudnia 2011

etapy stresu

W ilu etapach rekrutacji braliście udział? 
Wyobraźcie sobie taki sposób przyjmowania do pracy. Pierwszy etap: wysłanie cv i listu motywacyjnego. Zgłasza się ok 50 osób - stanowisko jest jedno. Oczywisty przesiew, jeszcze czekasz ze spokojem, bo nie wkładasz w to wiele wysiłku, maksymalnie kilka godzin na dokładne zredagowanie dokumentów aplikacyjnych. Drugi etap: zadanie do wykonania i przesłania on-line. Jeśli posiadasz wiedzę, to też wysiłek jest umiarkowany, chociaż na wyniki już czekasz z ciekawością. Na trzecim etapie: rozmowie kwalifikacyjnej, ciekawość przeradza się w mały stres. Masz już okazję osobiście spotkać się z osobą rekrutującą, spojrzeć jej w oczy. A wysiłek sumuje się i nie wydaje się już taki mały i - co za tym idzie - ewentualna porażka byłaby odczuwalna. Wtedy okazuje się, że jest problem, bo na rozmowy kwalifikacyjne zostało zaproszonych 9 osób, ale żadna nie była na tyle przekonująca, żeby firma dokonała wyboru. Pojawił się etap czwarty: spotkanie z całym ewentualnym przyszłym zespołem, na które zaproszono tylko 4 osoby. Poziom stresu gwałtownie rośnie, bo mimo że pochlebia to, że z 50 osób jesteś w grupie 4 najlepszych, to stawka - ze względu na rosnące zaangażowanie - robi się naprawdę wysoka. Jak w takiej sytuacji pokazać na spotkaniu, że właśnie z takim stresem umiesz sobie poradzić, bo praca będzie tego wymagała? Co może pomóc?
Oczywiście staranne przygotowanie. I wszystkie sposoby pomagające w podniesieniu poczucia pewności siebie: odpowiedni wygląd, muzyka, która wprawi w dobry nastrój, przypominanie własnych osiągnięć. Ponowne zapoznanie z polityką firmy. Przypomnienie, o czym rozmawialiście na pierwszej rozmowie, na czym skupiał się rozmówca, o co pytał. I... próba znalezienia sposobu na zaskoczenie, zwrócenie na siebie uwagi - skoro te cztery osoby są na podobnym poziomie kompetencji i doświadczenia, to musisz zrobić coś, co Cię wyróżni. W końcu to stanowisko dla osoby twórczej.

Czy jestem twórcza...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz